Kakaowo- kasztanowy krem z kaszy bulgur, ricotty i świeżych daktyli podany z ziarnem kakaowca i truskawkami |
Wczorajszy dzień potoczył się dokładnie tak, jak się tego spodziewałam.
Miały być leniwe zakupy zwieńczone lunchem w najlepszej wegańskiej knajpie WYPAS, a na wieczór interwały...
Zakupy zrealizowałam prawie w pełni (planowane buty nabyte, spodnie też by były, niestety rozmiar 34 okazał się za duży...). Nieco okroiłam powyższy plan na rzecz cudownie katującego treningu funkcjonalnego na siłowni. I w sumie dawno tyle miłych słów nie usłyszałam. Od kogoś, kto w jakiś sposób jest dla mnie autorytetem. Zaczynałam dla efektów, a efekty osiągnęłam takie, o których kiedyś mogłam tylko marzyć. Mięśnie, kaloryfer na brzuchu, miłość do pompek.
Obecnie wskoczyłam na jeszcze wyższy poziom. Zabrałam się za coś, co sprawia mi niesamowitą przyjemność. Pomoc innym. Układam jadłospisy, plany treningowe.
Tak, to zdecydowanie dla mnie.
A w taką pogodę nie mam absolutnie od rana ochoty na nic, co nie byłoby w formie kremu czy smoothie.
Co prawda skłamałabym gdybym napisała, jakoby piekarnik na chwilę obecną mógłby przestać dla mnie istnieć. W końcu kilogramy młodej marchwi, buraków i pietruszki muszą gdzieś się piec (pieczone warzywa to moja obsesja).
Cudowny czas. Mnóstwo świeżych owoców, warzyw, sałatki, dwa rodzaje hummusu w każdym kącie (pierwszy standardowy, drugi z batatem), żyć nie umierać.
Tak abstrahując do egzaminów, których nazbierało się od groma, chociaż formalnie sesja za miesiąc się zaczyna- nigdy nie należałam do osób, które pocieszałyby się w jakiś sposób jedzeniem i gdyby ktoś podłożył mi pod nos czekoladę lub kubełek lodów, no cóż... uprzejmie bym podziękowała i przeszła się do kuchni po wspomniany hummus, czy truskawki.
Tak abstrahując do egzaminów, których nazbierało się od groma, chociaż formalnie sesja za miesiąc się zaczyna- nigdy nie należałam do osób, które pocieszałyby się w jakiś sposób jedzeniem i gdyby ktoś podłożył mi pod nos czekoladę lub kubełek lodów, no cóż... uprzejmie bym podziękowała i przeszła się do kuchni po wspomniany hummus, czy truskawki.
Wczorajszy dzień zaowocował nowością w kuchni, a mianowicie udało mi się w końcu zdobyć mąkę z kasztanów (100% mielonych kasztanów). Po spróbowaniu byłam szczerze zdziwiona, jak bardzo jest słodka, w sumie przypomina trochę toffi, karmel? I tak też smakował dzisiejszy krem. Wzmocniony świeżymi daktylami i nieco zneutralizowany gorzkim kakao oraz ziarnem kakaowca. Bardziej przybrał formę gęstego puddingu , chociaż robiony był na świeżo, tylko lekko przed podaniem schłodzony. Przepyszny.
ciekawe są te twoje kremy, a co jeden to smaczniejszy! mąkę kasztanową właśnie za tą słodycz bardzo lubię, także chętnie sama wypróbuję coś podobnego :)
OdpowiedzUsuń