Owsianka gotowana ze startym jabłkiem, mieloną wanilią, miodem rzepakowym, z suszonymi figami i świeżymi orzechami włoskimi |
Obecnie nie istnieje dla mnie lepsze uczucie niż posesyjna ulga.
Jestem żywym przykładam na to, że można zdać 7 sporych egzaminów rozłożonych na dwa dni mając niecałe 2 tygodnie na naukę oraz inne obowiązki na głowie.
Wczoraj ostatni wynik. Reasumując, najgorsza ocena dobry, znaczna przewaga: bardzo dobry.
W lutym został "jedynie" egzamin z całego mojego pożycia niemieckiego. Ale to w lutym.
Wyobcowana na czas sesji z życia towarzyskiego wycofałam się jeszcze bardziej. Wieczorami do 4 nad ranem nadrabiam książki, filmy, a za dnia siłownię traktuję jak swój drugi dom. Czas odżyć.
__
A tutaj czasem zajrzę.
Narobiłaś mi ochotę na świeże orzechy włoskie *.*
OdpowiedzUsuńGratulacje wielkie!
Jestem pełna podziwu ;) Czy masz jakiś patent na przyswojenie tak dużej ilości materiału? Kama
OdpowiedzUsuńTo mógłby być temat na osobną notkę. ;) Mam kilka zasad, które wypracowałam w sobie w szalonym studenckim toku, tym bardziej że kierunek wymagający. I nawet dałam radę bez systematycznej nauki, o której u mnie przez ostatnie pół roku nie było mowy, przede wszystkim przez pracę licencjacką i częste wyjazdy. Szczerze mówiąc z niektórych przedmiotów zapomniałam nawet jaki miałam kolor zeszytu... Tak więc zadanie niełatwe.
UsuńPrzede wszystkim jakiś czas temu doszczętnie wyzbyłam się perfekcjonizmu. Można powiedzieć, że nauczyłam się nie uczyć na 100%. Gdy mam przed sobą około 3 tomy literatury plus tysiąc slajdów od wykładowców do ogarnięcia, jest to po prostu niewykonalne. Po świętach zaopatrzyłam się w wielką teczkę i uporządkowałam wszystkie przedmioty. Brak chaosu w notatkach, dobre rozplanowanie nauki i właściwa selekcja to u mnie podstawa. Poza tym nigdy nie uczyłam się od rana do nocy. Przez taką naukę bez chwili dla siebie przyswajam zdecydowanie mniej wiedzy, nadmiar materiału zaczyna przytłaczać, zniechęcać, a wszystko wokół rozprasza. Uczyłam się "wycinkowo", codziennie miałam czas na trening, siłownię, czy na spotkanie z przyjaciółką. Miałam o wiele więcej mobilizacji, hormon stresu malał, a endorfiny szybowały w górę. :)
Nie doradzę wysypiania się, ale też nigdy nie zawaliłam całej nocy. Najpóźniej kończyłam naukę o 1, a dzięki mojej chronicznej bezsenności nie miałam problemu żeby nie zasnąć zanurzona w książkach. Generalnie sesję po prostu trzeba przetrwać. Znaleźć właściwą mobilizację, zacisnąć zęby i jakoś to zdać. Zawsze są poprawki, u mnie obyło się bez.
No tak, rozpisałam się. Obym trochę pomogła!
Smacznie :)))
OdpowiedzUsuńWielkie gratulacje! Takie posty są niesamowicie motywujące :)
OdpowiedzUsuńMuszę pokazać bratu ten jakże motywujący post, bo u niego wymówki o brak czasu górują! :P
OdpowiedzUsuńMożna? Można!
Już masz sesję za sobą? Zazdroszczę! Mnie dopiero czeka ten cały maraton zaliczeniowy :)
OdpowiedzUsuńto gratuluję, takim człowiekiem sukcesu jesteś!
OdpowiedzUsuńtęskniłam :)
zapraszam: http://iluminatium-mundi.blogspot.com/
napisałam do Ciebie maila ;)
OdpowiedzUsuń